Break (Magazyn CB)/Numer 6/Tylko dla orłów
Artykuł | |
Autor | Jerzy Plieth SP2BRZ |
Data publikacji | sierpień 1993 |
Miejsce publikacji | Break (Magazyn CB)/Numer 6 |
Krótkofalarstwo rozumiane jako amatorska radiokomunikacja po około siedemdziesięciu latach swego istnienia nie dość, że nie traci popularności, ale wciąż zyskuje nowych entuzjastów, czego dowodem jest wciąż rosnąca ilość licencji amatorskich. Być może najważniejszym powodem tego zjawiska jest fakt, że nie jest ono monotematyczne. W swoich przedwojennych początkach zdominowane było przez dwie grupy "radjoamatorów". Byli to konstruktorzy oraz sportowcy. Z oczywistych względów nierzadko spotykało się w tamtym okresie krótkofalowców mających wybitne wyniki w jednej i drugiej grupie. Sytuacja radykalnie zaczyna zmieniać się po drugiej wojnie światowej. Wraz z rozwojem techniki urządzenia krótkofalarskie stają się coraz bardziej skomplikowane, a początkiem trwającej do tej pory agonii sprzętu "home made" było zapoczątkowanie produkcji sprzętu fabrycznego pod koniec lat pięćdziesiątych. Od tego czasu ma też miejsce cały czas postępująca "specjalizacja" różnych grup krótkofalowców. Proces ten pogłębia się wraz z narastającym postępem techniki. Wchodzące w życie w latach sześćdziesiątych techniki satelitarne, potem telewizja amatorska i wreszcie w ciągu ostatnich dziesięciu lat techniki cyfrowe są przypieczętowaniem tego zjawiska.
Nie bez kozery pozwoliłem sobie na ten przyśpieszony kurs historii krótkofalarstwa. Otóż jedyną grupą krótkofalowców, która w prawie niezmienionej formie przetrwała od końca lat dwudziestych do chwili obecnej, to ci w których krótkofalarskiej działalności dominuje pierwiastek sportowego współzawodnictwa. Od tak dawna, jak stara jest ich działalność nazywani są DX-manami. DX w slangu radioamatorskim to łączność daleka (Distance eXcellent), w praktyce przyjęło się tak nazywać łączność poza-kontynentalną. Zrozumiałe jest, że tam gdzie istnieje współzawodnictwo muszą istnieć przejrzyste i jednoznaczne jego kryteria. Tymi kryteriami zawsze w historii DX-owego współzawodnictwa była ilość krajów z którymi ma się potwierdzone kartami QSL łączności. Kryterium to, acz w pierwszym momencie oczywiste, w praktyce zaczęło budzić coraz więcej wątpliwości. Samo życie weryfikowało oczywistą w chwili obecnej prawdę, że "kraj" w sensie krótkofalarskim niekoniecznie musi być krajem w sensie politycznym. Te i inne wątpliwości spowodowały, że powstały w USA klub zrzeszający DX-manów, obok wydawania dyplomu DXCC wziął na siebie z racji pierwszeństwa odpowiedzialność za ustalanie jakie jest kryterium uznania "kraju". Wydawany dyplom rychło stał się najcenniejszym trofeum w sportowej karierze DX-mana, a klub obok umiędzynarodowienia swojej działalności zyskał obowiązującą do chwili obecnej opinię największego autorytetu w dziedzinie uznawania i skreślania "krajów".
Zanim jednak dotrzemy do samych kryteriów, wyjaśnijmy za jakie osiągnięcia przyznawany jest dyplom DXCC. Zasadniczo jest to dyplom członkowski i jego przyznanie oznacza automatyczne członkostwo klubu. W swej podstawowej wersji wydawany jest za potwierdzone kartami QSL łączności ze 100 różnymi krajami znajdującymi się na liście krajów klubu DXCC. Za łączności z większą liczbą krajów przyznawane są specjalne nalepki (tzw. stickers). I tak w przedziale od 100 do 250 krajów nalepki przyznawane są za każde następne 25, w przedziale od 250 do 300 krajów za każde 10, i wreszcie powyżej 300 krajów za każde 5 nowych krajów: Jak już wcześniej wspomniano, wszystkie łączności muszą być potwierdzone kartami QSL i co powinno być szczególnie podkreślone - wszystkie łączności muszą być przeprowadzone ze stacjami licencjonowanymi. To drugie wymaganie podkreśliłem, aby uzmysłowić wszystkim czytelnikom, że DXCC zawsze stał na straży praworządności i walki z wszelkimi formami eterowego piractwa. W pierwszym okresie działalności DXCC bywało z tym wprawdzie różnie... Posłużmy się tu przykładem Gusa Browninga W4BPD, prawdziwej legendy światowych wypraw DX-owych. Jeszcze w roku 1963 Gus instaluje swoją stację w pobliżu granicy z Tybetem (liczonym wówczas jako oddzielny kraj). Pod nieobecność chińskich żołnierzy potajemnie przekracza granicę, przeprowadza pewną ilość łączności, po czym pośpiesznie ewakuuje się na bezpieczną stronę. Takich nielegalnych przekroczeń granicy było aż 55, podczas których Gus przeprowadził około 3600 łączności z terytorium Tybetu, uznanych przez DXCC. Ośmielony powodzeniem, po kilku miesiącach, w lutym 1964 roku Gus postanawia uaktywnić w eterze "czerwone Chiny". W tym celu opłaca przemytników opium, którzy przeprowadzają go nielegalnie przez granicę. Pomimo przeprowadzenia 3200 łączności, w DXCC przeważają tym razem głosy obrońców praworządności i cała aktywność Gusa z Chin nie zostaje uznana! Od tego czasu zdarzały się co prawda różne koniunkturalne decyzje najwyższego gremium DXCC, ale generalnie obowiązuje polityka uznawania wyłącznie tych ekspedycji, które posiadają zezwolenia oficjalnych czynników państwowych na danym terytorium.
Istnieją tylko cztery kryteria uznania danego terytorium za oddzielny kraj w sensie krótkofalarskim. Wystarczy spełnienie tylko jednego z nich oraz pozytywna decyzja DXCC, aby takie uznanie stało się faktem. A oto one:
- Rozpatrywany obszar lądu znajduje się pod administracją władz mieszczących się na jego terenie (jest państwem w sensie politycznym). Takim krajem jest Polska.
- Rozpatrywany obszar lądu jest wyspą lub grupą wysp nie mającą własnego rządu (nie będącą krajem w sensie politycznym) i oddaloną od kontynentu, na którym znajdują się oficjalne władze państwowe o co najmniej 225 mil angielskich otwartej przestrzeni wodnej. Takim krajem są Wyspy Hawajskie.
- Rozpatrywany obszar lądu jest wyspą lub grupą wysp oddaloną od innej wyspy (innej grupy wysp) na której znajdują się wspólne dla obydwu władze państwowe o co najmniej 500 mil angielskich otwartej przestrzeni wodnej. Takim krajem jest Ogasawara, wyspa politycznie należąca do Japonii.
- Rozpatrywany obszar lądu spełnia kryterium nr 1, ale jednocześnie jest odseparowany od obszaru, na którym znajdują się oficjalne władze państwowe, obcym w sensie politycznym obszarem lądu na odległość co najmniej 75 mil angielskich. Takim krajem jest Alaska.
Różne przyczyny geopolityczne powodują, że od momentu powołania do życia klubu i dyplomu DXCC, liczba będących na liście klubowej krajów zmienia się. Nie byłoby żadnego problemu, gdyby ta ilość wyłącznie rosła. Zdarza się jednak, co miało miejsce ostatnio po zjednoczeniu Niemiec, że jakiś kraj "wypada" z listy. Nie można udawać, że się nie dostrzega tego zjawiska, gdyż takie stanowisko automatycznie premiowałoby starszych stażem krótkofalowców. Nikt ze "świeżo upieczonych" DX-manów nie ma przecież szansy zaliczenia łączności z Tybetem (był uznanym krajem aż do 1975 roku), czy też z Niemiecką Republiką Demokratyczną. W związku z tym w współzawodnictwie DX-owym zawsze operuje się liczbą krajów aktualnie będących na liście oraz liczbą krajów skreślonych. Suma tych dwóch liczb określa ile krajów od początku powołania klubu przewinęło się przez listę. Stosownie do powyższego na wszelkich listach rankingowych zawsze podaje się przy znaku amatora biorącego udział we współzawodnictwie dwie liczby. Pierwsza z nich określa ilość krajów będących aktualnie na liście, druga zaś ilość krajów w sumie (łącznie z krajami skreślonymi z listy) z którymi ma dany operator łączności potwierdzone kartami QSL. I tak w chwili obecnej na liście krajów DXCC znajdują się 327 kraje, a lista krajów skreślonych zawiera aż 56 pozycji. W związku z tym krótkofalarskim Mount Everestem jest "stan posiadania" wynoszący 327/383. O ile pierwsza z tych liczb okazała się leżeć w zasięgu czołówki światowych DX-manów, o tyle druga jest już nierealna. Wszyscy, którzy z racji wieku mieliby szansę się o nią otrzeć, udali się już do Krainy Wiecznych Łowów.
Kraje bogate, w których rodziło się krótkofalarstwo są jeszcze bogatsze. Dotyczy to również indywidualnych krótkofalowców. Nierzadko zdarza się trafić w eterze na amatora, którego stacja swoim poziomem technicznym, a co za tym idzie i nakładem poniesionych kosztów przewyższa najśmielsze marzenia niejednego szefa radiostacji brzegowej w kraju mieszczącym się w centrum Europy. W związku z tym dyplom DXCC w swej podstawowej formie nieco się zdewaluował. Przeprowadzenie łączności ze stu różnymi krajami możliwe jest obecnie w ciągu 48 godzin, w czasie dużych międzynarodowych zawodów, o ile tylko propagacja i aktywność uczestników nie zawiedzie. W związku z tym wysiłki całej rzeszy DX-manów przesunęły się w stronę najtrudniejszych kategorii dyplomu DXCC (np. 5BDXCC), lub też w kierunku dyplomu IOTA. Jakie by nie były na świecie tendencje lub mody, to dyplom DXCC pozostaje cały czas obiektem westchnień dla większości świeżo licencjonowanych krótkofalowców, a werdykty Komitetu Doradczego (komórki wewnątrz DXCC mającej prawo uznawać i skreślać kraje) są niepodważalne. Również dla klubu Alfa Tango...