Break (Magazyn CB)/Numer 11/Gdzie są te... kluby?

Z radiowcy.org
Felieton
Autor SP2JKC
Data publikacji styczeń 1994
Miejsce publikacji Break (Magazyn CB)/Numer 11

Do napisania poniższych zdań skłoniły mnie sygnały, jakie nadchodzą od pewnego czasu z gdańskiego środowiska krótkofalowców młodszej generacji. Wiele osób narzeka na brak w Trójmieście miejsc (klubów krótkofalowców), w których można by spotkać się z kolegami przy tradycyjnej kawie, porozmawiać o DX-ach i problemach technicznych. Nie spełnione są także marzenia o możliwości pracy szkoleniowej na radiostacji klubowej. Problem ten dotyczy zwłaszcza nadawców z II kategorią zezwolenia oraz nasłuchowców.

Gdy cofniemy się do powojennej historii krótkofalarstwa w Polsce, zauważymy że podstawą tego ruchu były właśnie KLUBY. Bez względu na ich przynależność organizacyjną (LOK, ZHP, PZK) spełniały tę samą funkcję. Integrowały środowisko radioamatorów, były wylęgarnią dla młodego narybku krótkofalowców. Mimo niezdrowych często animozji, jakie występowały między ww. organizacjami, działalność klubów mobilizowała do współzawodnictwa i rywalizacji. A tam, gdzie jest konkurencja, tam są wyniki.

Ktoś mógłby mi zarzucić, że zamierzam bronić starych układów. To nie jest tak. Staram się udowodnić, że chyba nie wszystko było tak złe, skoro obecnie jest znów zapotrzebowanie na tego typu działalność.

Klub był miejscem, które zaspokajało wszystkie oczekiwania dzisiejszej krótkofalarskiej „młodzieży”. Tam oprócz fachowej pomocy można było niejednokrotnie otrzymać podzespoły do budowy swojej radiostacji, a czasem także gotowe urządzenie. Oczywiście, nikt nie rozdawał wtedy ICOM-ów czy YAESU, ale niejeden młody nadawca zaczynał swoją przygodę z radiostacją typu RBM-1 (produkowana po wojnie radiostacja wojskowa KF małej mocy), otrzymaną za dobre wyniki w szkoleniu lub aktywną pracę w klubie.

Niestety! Surowe prawa obecnej rzeczywistości objęły również krótkofalarstwo polskie. Polski Związek Krótkofalowców przestał być stowarzyszeniem wyższej użyteczności publicznej. Spadła rola radiokomunikacji amatorskiej, jako elementu wspomagającego obronność kraju. Najważniejsze jednak zmiany spowodowała ekonomia. Większość klubów istniała dzięki finansowaniu ich działalności przez sponsorów. Były to najczęściej spółdzielnie mieszkaniowe, szkoły, ZHP i LOK, oraz większe zakłady pracy. W chwili, gdy skończyła się pomoc finansowa państwa i te jednostki przeszły na tzw. samofinansowanie, zaczęto szukać oszczędności. Pierwsze padły ofiarą kluby krótkofalowców, z których nie było nigdy wymiernych dochodów.

Na szczęście nie dotknęło to w równym stopniu wszystkich środowisk radioamatorów, niemniej jednak to co pozostało stanowi małą cząstkę tej wielkiej machiny, jaką było dawniej krótkofalarstwo polskie.

Chociaż dziś mamy demokratyczne państwo, umożliwiające „zabawę” w krótkofalarstwo na bardziej liberalnych zasadach niż poprzednio, sprzęt zamiast z demobilu wojskowego możemy kupić swobodnie w sklepie i nikt nas nie zmusza do obowiązkowej przynależności organizacyjnej, to jednak chwilami odczuwalny jest jakiś niedosyt. Czegoś jakby brakowało.